Zgodnie z obietnicą po przyjeździe do Peru odezwał się do nas nasz misjonarz ks. Krystian Bółkowski. Oto co do nas napisał:
Po tygodniu czasu od wyjazdu z Polski, mam internet. Chociaż nie na długo, ale mogę wreszcie coś napisać do cywilizacji.
Otóż 13 października o północy dotarłem do swojej diecezji, przez pierwsze trzy dni pobytu w Peru, w Limie po wylądowaniu, załatwiałem dokumenty stałego pobytu, ale pomyślnie bo mam już Carne de Ekstranjero, czyli taki Dowód Osobisty dla cudzoziemców. Te trzy dni pozwoliły na zobaczenie cywilizacji, oczywiście przeplatanej z biedą na najbiedniejszych dzielnicach. Zobaczyłem pustynię nad wybrzeżem wraz z parkiem narodowym dla zwierząt morskich na Pacyfiku, ale przyjemności się na tym skończyły, bo od wczorajszej nocy jestem w dżungli i rzeczywiście nie jest tu wesoło. Bo warunki w jakich się mieszka są naprawdę jak w dzikiej dżungli. Oczywiści inni jeszcze gorzej mieszkają. Nie ma większego problemu z jedzeniem a nawet wręcz przeciwnie, jak się ma pieniądze (nie duże) to można zjeść i to dobrze i bardzo smacznie. Kuchnia i wszystkie zwyczaje są odmienne od europejskich. Nawet pogoda, nad oceanem nie było słońca, no przez może jakieś 15 min, a spaliłem sobie czoło, że mam prawie poparzone i schodzi mi skóra. Wszystkie niewygody mieszkaniowe i wszechobecny bród i kurz nadrabiają przepiękne widoki.
Jednym z większych problemów jest łączność. Polski telefon nie działa a Internetu tez wszędzie nie ma. Obecnie jestem we wiosce gdzie czekam u Polaków na spotkanie w Biskupem, który wyjechał i będzie 26 października. Prawdopodobnie po tym terminie będę jechał na zastępstwo, gdzie nie ma łączności ze światem i jest jeszcze bardziej ciepło. Dzisiaj jest jakieś 28 stopni i to jest chłodno bo jestem w górskiej wiosce.
Pomimo niewygód misyjnych jest dobrze, bo ludzie mili i otwarci, a misjonarze służą pomocą. Wkrótce się odezwę.
Ks. Krystian