Wspomnienie z koncertu Krzysztofa Krawczyka

Wspólne świętowanie

Dnia 12 czerwca br. w przeddzień parafialnego odpustu św. Antoniego, byliśmy świadkami ważnego wydarzenia artystycznego w historii naszej parafii. Na specjalne zaproszenie przybył jeden z najbardziej znanych i lubianych piosenkarzy Krzysztof Krawczyk. Urodził się w Katowicach w rodzinie z tradycjami artystycznymi. Od dzieciństwa wykazywał uzdolnienia wokalne i muzyczne. Uczył się w szkole muzycznej. Jednak kiedy umarł jego ojciec musiał pracować jako goniec. Krawczyk przez lata uznawał się za osobę niewierzącą. Sam wyznał, że został ateistą na pogrzebie ojca. Stojąc przy trumnie wykrzyczał głośno, że „Boga nie ma”. Uwierzył znów dzięki żonie. W  jednym z wywiadów artysta wspomina swój pobyt w Stanach Zjednoczonych, kiedy to jego czas wypełniały rozrywki do momentu, gdy jego ówczesna narzeczona Ewa (obecna żona) zabrała go do polskiego kościoła w Chicago. „Wiara jest rzeczą dość prostą, ale też wspaniałą, która musi spłynąć na człowieka jako prezent. Ja go dostałem i przyszło otrzeźwienie. Ewa wzięła mnie do kościoła w Chicago. Wszedłem niewierzący, wyszedłem wierzący”. W przeszłości zażywał narkotyki, miał problem z alkoholem, potem popadł w lekomanię, a wreszcie dopadła go głęboka depresja spowodowana rozstaniem z jego „ówczesną żoną”. Niewiele brakowało, a stoczyłby się na dno. Dzięki wierze udało mu się to wszystko pokonać.

Artysta swoją zawodową karierę rozpoczynał w 1963 roku zakładając wspólnie z innymi muzykami zespół Trubadurzy. Po trzech latach rozpoczął solową karierę. Biografia artysty jest niezwykła. Ponad 50 lat na scenie, nagrał ponad 100 płyt z różną muzyką od typowych piosenek pop, które zapewniły mu wielką popularność, przez utwory biesiadne po najnowszą płytę z utworami Leonarda Cohena w polskiej wersji językowej. W duetach Krzysztof Krawczyk wystąpił z największymi polskimi gwiazdami, wydał płytę wspólnie z Goranem Bregovicem. Występował na scenach prawie całego świata. W jego dorobku jest wyjątkowa płyta pt. „Ojcu Świętemu śpiewajmy” dedykowana św. Janowi Pawłowi II, którą osobiście wręczył papieżowi w roku 2000 w Rzymie.

Na początku roku 2016 zastanawiałem się, jak obchodzić przypadający w tym roku jubileusz 25 lat przyjęcia przeze mnie święceń kapłańskich oraz 50 urodziny. Nie jestem fanem organizowania akademii, uroczystych celebr, w których pada kolejka życzeń, a potem zasiada się do wspólnego stołu, przy którym jest tak wielu gości, że nie ma szans, by zamienić z każdym chociaż kilka zdań. Właśnie słuchałem utworu „Zuzanna” z nowej płyty Krzysztofa Krawczyka z piosenkami Cohena. Wtedy przyszedł pomysł, aby zaprosić tego artystę do naszego kościoła. Wiedziałem, że jego koncerty w kościołach to także piękna ewangelizacja. Postanowiłem w ten sposób świętować moje uroczystości z parafianami, na które zostali zaproszeni wszyscy. Negocjacje z artystą przebiegły bardzo sprawnie.

Taki koncert to duże wydarzenie logistyczne. Przez całą niedzielę między Mszami św. technicy ustawiali sprzęt, który na taki koncert musi być bardzo profesjonalny. W godzinach popołudniowych przybyli muzycy oraz realizator dźwięku, aby sprawdzić sprzęt i zrobić próbę. Sam Krzysztof Krawczyk z żoną Ewą oraz wokalistką Sylwią przyjechał swoim samochodem-garderobą krótko przed godziną 18.00, aby uczestniczyć w Mszy św. By nie wzbudzać niepotrzebnego zainteresowania, zresztą jeszcze w sportowym stroju, Eucharystię przeżywał w zakrystii. Krótko przed samym koncertem miałem okazję przeżyć wzruszający moment, przed wejściem do kościoła, gdzie zgromadzona była już publiczność Krzysztof wraz z całą ekipą zainicjował wspólną modlitwę, w której uczestniczyłem. „Tak się dzieje przed każdym koncertem, nie tylko w kościele” – powiedział do mnie Krzysztof. Po zainstalowaniu się zespołu krótko przywitałem artystę, był to dla mnie zaszczyt i wielka radość. Od pierwszych chwil Krawczyk podkreślił, że jest to spotkanie w rodzinie; „wszyscy jesteśmy braćmi”. W tym duchu wspólnie ze zgromadzonymi zaśpiewał: „Chwalcie Pana wszystkie narody”. Potem już tylko wielkie przeboje artysty m.in.: „Rysunek na szkle”, „Byle było tak”, „Wróć do mnie”, „Parostatek”. Piosenki przerywane były pięknym dialogiem z publicznością. Wspominał swoje 50 lat na scenie i 70 lat życia. Było to także dzielenie się wiarą. Z okazji swoich urodzin otrzymał list od Prezydenta RP Andrzeja Dudy, który napisał m.in. Jestem też ujęty szczerą i bezpośrednią postawą Pana wobec chrześcijańskich wartości, na które powołuje się Pan w oficjalnych wypowiedziach”. Często ludzie mówią mu, że byłby dobrym księdzem, ale jest lepszym piosenkarzem. Powracał także do tematu wiary w jego życiu. Często spotyka na każdym kroku także ludzi głęboko wierzących. Opowiedział historię cudownego uzdrowienia dziecka w jego rodzinie dzięki usilnej modlitwie do św. Ojca Pio. Lekarz, który leczył to dziecko, również „omadlał” je i błogosławił. W dowcipny sposób opowiedział, jak św. Jan Paweł II wyjednał także potomstwo w domu jego przyjaciół. Piękne świadectwo dotyczyło także jego rodziny, która jest dla niego najważniejsza, a żona Ewa prawdziwym skarbem. Jej w czasie każdego koncertu dedykuje utwór: „Bo jesteś ty”. Wielką wartością jest dla niego także przyjaźń. O tym śpiewał w piosence, nagranej kiedyś z Goranem Bregovicem „Mój przyjacielu”. Uznaje się także za patriotę. „Powinniśmy razem pchać ten kraj do przodu. Poza tym, że jestem wierzącym człowiekiem, jestem też konserwatystą. Chcę, żeby Polska szła z uniesioną wysoko głową i niosła sztandar Boga. W zasadzie obok Meksyku czy Włoch to my jaśniejemy w tej kwestii, bo w Europie Zachodniej jest schyłek wiary” – mówił w wywiadzie dla Polityki.

Pod koniec koncertu podziękował Kościołowi w Polsce i duchownym. W ciepłych słowach zwrócił się do mnie przekazując życzenia z okazji jubileuszu kapłaństwa i urodzin, podkreślając zbieżność z jego 70 urodzinami i 50 – leciem działalności artystycznej. Prezentem dla mnie była „Barka”, którą w pewnym momencie  zaśpiewaliśmy już wspólnie, a w śpiew na stojąco włączyła się cała publiczność. Potem entuzjastycznie, trzymając się za ręce odśpiewaliśmy „Abba Ojcze” . Krzysztof Krawczyk nasze spotkanie zakończył słowami, które są mottem Jego życia: „Jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko inne jest na właściwym miejscu. Wiele razy się o tym przekonałem”.

Ks. Wojciech Miszewski

Fot. Mateusz Rzewuski