Pokładam nadzieję w Panu
W środę 25 maja br. przeżywałem w Pelplinie srebrny jubileusz Kapłaństwa. Piękna i podniosła uroczystość w katedrze pelplińskiej, w której dokładnie 25 lat temu razem z 36 kolegami przyjąłem Sakrament Kapłaństwa. Kiedy przy potężnym dźwięku tamtejszych organów w procesji wędrowaliśmy do ołtarza przypominał się tamten dzień. O godz. 6.30 chór seminaryjny na korytarzu, przy którym były pokoje diakonów na pobudkę odśpiewał hymn Veni Creator Spiritus. Dzień podniosły, jak żaden inny w całym roku życia seminarium, to zawsze dzień święceń kapłańskich. Wcześniej, jako młodzi klerycy z zazdrością słuchaliśmy tego hymnu śpiewanego dla naszych starszych kolegów. Rok 1991 należał do nas. Potem poranne modlitwy w gronie oczekujących na święcenia, śniadanie i czuwanie w kaplicy z Ojcem Duchownym, dzisiejszym biskupem Józefem Szamockim. Wreszcie wzruszające ubieranie szat liturgicznych i procesja do ołtarza. W tłumie gości obecnych w katedrze dostrzegliśmy siedzących zaraz za nami wzruszonych rodziców. Moment święceń kapłańskich poprzedza niezwykle głęboki moment, kiedy kantor śpiewa litanię do Wszystkich Świętych, obecni w kościele klęczą, a diakoni leżą krzyżem. Ile myśli niezwykłych i modlitw, radości i lęku płynie wtedy z serc. Czy podołam… Trudno zapomnieć moment kiedy Biskup Diecezjalny Marian Przykucki w geście nałożenia rąk dokonuje święceń kapłańskich, potem na głowy nowo wyświęconych ręce nakładają wszyscy kapłani obecni na liturgii. To bratnia więź, która od tej chwili nas łączy. Potem pierwsza Msza św. odprawiona w koncelebrze z biskupem i zgromadzonymi kapłanami. Wspólny obiad z rodzicami i błogosławieństwo udzielane klerykom, tym, którzy oczekują na swoją kolej.
Następnego dnia 26 maja 1991 roku w moim parafialnym, niewielkim kościele pw. Chrystusa Króla i św. Daniela Brottier o godz. 13.00 odprawiłem Mszę św. Prymicyjną. To pierwsza samodzielna Msza św. którą koncelebrowałem z moimi dwoma proboszczami: ks. Romanem Lewandowskim, proboszczem parafii św. Jana Chrzciciela, gdzie byłem parafianinem do 1988 i o. Władysławem Budziakiem CSSp. Jest taka tradycja, że Neoprezbiter noc poprzedzającą Prymicję spędza na plebanii, by się wyciszyć, medytować i przygotować do Prymicji. Msza św. Prymicyjna o tej godzinie była specjalna, dodatkowa. Wiedziałem, że przyjdą na nią tylko ci, którzy będą chcieli być na Prymicjach. Kiedy patrzyłem przesz okno widząc jak wielu przychodzi do kościoła, czułem nie tylko radość, ale spore zdenerwowanie.
Msza św. Prymicyjna to niezwykła chwila, trudno o tym wszystkim opowiadać nawet po 25 latach. Najpierw w plebanii nałożenie szat, po wejściu procesji do kościoła odbywa się błogosławieństwo rodziców i nałożenie wianka na rękę przez miejscowego proboszcza. Prymicjom towarzyszy wiele wzruszających momentów: kazanie zaproszonego kaznodziei, wypowiedzenie pierwszy raz słów konsekracji czy podziękowania zgromadzonym i życzenia obecnych. Całość kończy indywidualne błogosławieństwo prymicyjne każdego z obecnych na liturgii. Wiele osób, z tych z którymi dzieliłem wtedy swoją radość, nie ma już na tym świecie. Nie ma ks. bpa Mariana Przykuckiego, ks. Romana Lewandowskiego, ks. Jerzego Świnki kaznodziei, moich rodziców, babć i wielu moich gości, a minęło zaledwie 25 lat.
Po prymicjach oczekiwanie, gdzie mnie Ksiądz Biskup pośle. Przychodziły różne myśli: Gdynia, Tczew, Piaseczno, czy może inne miasto lub miejscowość. Najbardziej nieoczekiwanym był dekret do Torunia do parafii św. Jakuba. Miejsce, o którym nie pomyślałem ani przez chwilę wcześniej, okazało się wielką miłością, która trwa do dzisiaj. Wszystko było ważne, trzeba było poświęcić się duszpasterstwu, nie liczył się czas i zmęczenie. Pierwsze chrzty, małżeństwa, wizyty u chorych, konfesjonał, pogrzeby… Wszystkiego trzeba było się uczyć. Seminaryjna teoria nie wystarczała. Bywało, że trzeba było zająć się bardziej przyziemnymi sprawami: pozamiatać wokół kościoła, obmieść pajęczyny, zrobić Grób Pański i żłobek czy dekoracje kościoła na wszystkie okazje, wiele było tych cudownych zadań. Tam rodziła się pasja pielgrzymowania. W tym etapie zaczęliśmy z młodzieżą wyjeżdżać na wakacje po Europie. Granice dopiero się otwierały. Jelcz lub Ikarus bez klimatyzacji, własne namioty i wyżywienie, niewielka ilość pieniędzy w kieszeni i 2-3 tygodnie w spartańskich warunkach zwiedzaliśmy kolejne kraje. Do dzisiaj wspominamy tamte radosne chwile. Często spotykam ludzi, z którymi wtedy spędziłem nie raz w trudach i znojach wiele czasu. Jak cyganie zwiedziliśmy wtedy: Francję, Włochy, Hiszpanię, Portugalię, Grecję, Austrię, Turcję, Szwajcarię, Czechy i Słowację. Byliśmy nawet w Afryce.
W tym czasie rozpoczęła się moja współpraca z Radiem Maryja. W kwietniu 1992 roku grono świeckich animatorów prowadzących modlitwy w Godzinie Miłosierdzia poprosiło, abym do nich dołączył. Tak już zostało i trwa od 24 lat. Kiedy tylko jestem w Toruniu, w każdy piątek o godz. 15.00 prowadzę modlitwę i katechezę o Bożym Miłosierdziu na falach eteru.
Po 3 latach przyszedł czas zmiany – Parafia Chrystusa Króla. Trudne początki, przez pierwsze pól roku ciągłe wspomnienie „pierwszej miłości”, potem zaangażowanie w życie parafialne, prowadzenie wspólnot i spotkanie kolejnych cudownych ludzi na mojej drodze. W tym okresie przeżyłem niezwykły zaszczyt, zostałem wyznaczony do prowadzenia nabożeństwa oczekiwania na przylot Jana Pawła II na toruńskie lotnisko oraz komentarz w czasie samej uroczystości z udziałem papieża.
Od 1982 z nielicznymi przerwami wędruję na Jasną Górę. Jako kleryk także ze Swarzewa z Pielgrzymką Kaszubską. Ta pielgrzymka przechodzi przez teren naszej parafii. Pamiętam na terenie przykościelnym odpoczynek pod klonami i mały stary kościół. Nawet jako kleryk nie przyszła myśl, że z tym miejscem kiedyś się zwiążę szczególnie.
W lipcu 2000 roku nowy życiowy czas – praca w Kurii Diecezjalnej. Prowadzenie Toruńskiego Wydawnictwa Diecezjalnego, Toruńskiej Edycji Tygodnika Niedziela, Toruńskich Wiadomości Kościelnych. Z okazji Roku Jubileuszowego 2000, powołałem do istnienia Duszpasterstwo Pielgrzymkowe Diecezji Toruńskiej. Rozpoczęły się regularne wyjazdy zwłaszcza do Włoch na spotkania z Janem Pawłem II, parokrotnie miałem szczęście uścisnąć papieską dłoń i zamienić z Nim parę słów. To najważniejsze chwile w życiu. Prowadziłem pielgrzymki diecezjalne z udziałem ks. bpa Andrzeja Suskiego do Ziemi Świętej, Grecji i Turcji. Były wyjazdy również dalekie, poza Europę. Wiele z nich pilotowałem osobiście. Ilość pielgrzymów, którymi się zajmowałem trzeba liczyć w tysiące.
Kiedy podjęto decyzję o peregrynacji obrazu Jezusa Miłosiernego w diecezji toruńskiej, zostałem kustoszem obrazu. Miałem szczęście być w wielu parafiach i głosić nauki o Miłosierdziu Bożym i wpatrywać się, jak wierni z wiarą modlą się przed tym wizerunkiem. Wcześniej do moich zadań należało także przetransportowanie obrazu do Rzymu, aby tam, w dniu obchodów 10 – lecia diecezji toruńskiej obraz został pobłogosławiony przez św. Jana Pawła II.
To był piękny czas. Największa jednak życiowa i kapłańska przygoda rozpoczęła się 13 stycznia 2004 roku, kiedy podczas dyżuru w kurii ks. bp Andrzej zaprosił mnie do siebie i przedstawił sytuację w parafii na Wrzosach w związku z ciężką i nieuleczalną chorobą ks. prał. Bogdana Górskiego. Dowiedziałem się, że mam kontynuować i dokończyć dzieło, które ks. Bogdan z Parafianami zapoczątkował, a którego nie było mu dane już kontynuować.
O radościach i troskach tego etapu w następnym numerze Śladów na Wrzosach.
Ks. Wojciech Miszewski