List – kwiecień 2005

Drodzy Parafianie

Miesiąc kwiecień roku 2005 na długo zapisze się w pamięci Polaków, jako czas pożegnania największego Rodaka w dziejach naszego Narodu – Papieża Jana Pawła II.

Wszystko rozpoczęło się wieczorem 31 marca br., kiedy media podały informację o pogarszającym się stanie zdrowia Ojca Świętego. Polacy zatrzymali się w we wszystkich sprawach, jakimi żyli na co dzień, liczył się teraz tylko On. Nagle okazało się, że czujemy, że tracimy Kogoś, kogo tak bardzo kochaliśmy, kto był dla nas tak ważny. Zaczęliśmy sobie na nowo uświadamiać, jak wiele dla nas znaczy, mimo iż nie zawsze Go słuchaliśmy… Już w piątek po Mszy św. wieczornej, nagle okazało się, ze nie można zamykać kościoła, że przychodzą ludzie, aby się modlić. W tej chwili nie chcieli być sami, dlatego przed Najświętszym Sakramentem, szukali otuchy i wsparcia. Gdzieś tam, w dalekim Watykanie umierał Papież, nasz Ojciec. Jeszcze mieliśmy nadzieję, że w cudowny sposób wyzdrowieje, jeszcze modliliśmy się o zdrowie dla niego… Kolejne doniesienia mediów nie pozostawiały jednak żadnej wątpliwości, Ojciec Święty jest coraz słabszy. W sobotę przez cały dzień przychodziliśmy znowu do kościoła, aby nie ustawać w modlitwie. Trwaliśmy dalej na czuwaniu, także w godzinach wieczornych w półmroku kościoła. Wreszcie przyszła TA wiadomość z Watykanu, której wolelibyśmy nigdy nie usłyszeć – Ojciec Święty Jan Paweł II odszedł do Pana. Kolejno rozdzwoniły się dzwony w kościołach Torunia. Na dźwięk naszego dzwonu bijącego ponad 15 minut spontanicznie zebraliśmy się w kościele, było nas bardzo wielu, chcieliśmy być jak najdłużej ze sobą. Spontanicznie przed godz. 23.00 rozpoczęliśmy koncelebrowaną Mszę św., a następnie odmówiliśmy Różaniec Różaniec i koronkę do Miłosierdzia Bożego. Papież odszedł w I Sobotę Miesiąca, w wigilię Święta Miłosierdzia.

Niedziela 3 kwietnia, Święto Miłosierdzia Bożego była już innym dniem. Obudziliśmy się w innej rzeczywistości – nie ma wśród nas Jana Pawła II. Trudno było uwierzyć w to co się stało. Dla wielu młodych ludzi był to jedyny Papież, wyjątkowy… Jak znaleźć się w nowej rzeczywistości? Znowu dzień modlitwy i żałoby oraz oczekiwanie na pogrzeb Jana Pawła II. Trudno było cokolwiek zaplanować, scenariusz kolejnych dni pisał się znowu sam… Do dnia pogrzebu zaplanowaliśmy odmawianie Różańca, ale bez ogłoszeń rozeszła się wiadomość, że znowu od poniedziałku trwamy na wspólnej modlitwie w godzinie Apelu Jasnogórskiego, szczególnie pamiętając o godzinie śmierci Ojca Świętego 21.37. Każdego dnia było nas coraz więcej. Wielu wybrało się na Mszę św. sprawowaną wieczorem w środę 6 kwietnia na toruńskim Rynku Staromiejskim. Wiele zniczy paliło się przed kościołem i na ulicach miasta. Spora grupa parafian także udała się w pielgrzymce autokarowej na pogrzeb Ojca Świętego. Autokar zebrał się w ciągu kilku godzin. Sam również chciałem być obecny tam przy Ojcu Świętym w Rzymie. W związku z prowadzeniem Duszpasterstwa Pielgrzymkowego naszej diecezji, wielokrotnie uczestniczyłem w papieskich audiencjach. Parokrotnie miałem też okazję być blisko Papieża i zamienić z Nim chociaż kilka słów, czułem, że teraz tam powinienem być na tej Ostatniej Audiencji Jana Pawła II. Z gronem przyjaciół samolotem dotarłem do Rzymu. Jakże inne było to miasto w tych dniach… Panowała w nim szczególna atmosfera, w miejscach, w których zwykle nie milknie zgiełk turystów teraz była cisza. Wokół Koloseum spacerowali tylko nieliczni. W okolicach Watykanu natomiast gromadziły się tłumy. Niezwykle wzruszająca była kilkukilometrowa rzeka ludzi, która płynęła do Bazyliki św. Piotra, na ostatnią papieską audiencję… Miałem to szczęście uczestniczyć w Mszy św. sprawowanej w Bazylice za zmarłego Papieża. Dłuższą chwilę mogłem zatrzymać się przy katafalku z ciałem Ojca Świętego, by modlitwą ogarnąć wszystkich bliskich i całą naszą parafię. Jakoś nie czułem wewnętrznie by modlić się za Zmarłego Papieża, raczej była to modlitwa przez Jego wstawiennictwo. Czuło się jego obecność wśród nas, był wszędzie, tak jakby to wszystko co tam się działo było dokładnym dopełnieniem całego Jego życia. Równie głębokie były przeżycia związane z pogrzebem Jana Pawła II. Miliony ludzi zjednoczonych miłością i szacunkiem do Papieża. Mali i wielcy tego świata, przybyli by oddać Jemu cześć. Cieszyłem się, że tego dnia mogę uczestniczyć w uroczystości gdzieś pośrodku Placu św. Piotra wśród „normalnych” ludzi, którzy pokonali rozmaite bariery by być na tym pogrzebie, ich wysiłek fizyczny, wiele godzin podróży, a potem oczekiwania, wysiłek finansowy i inne kłopoty – wszystko to nie było w tej chwili ważne. Istotne było to, że tam jesteśmy, czy na placu, czy w sąsiednich ulicach, czy w różnych miejscach Rzymu, gdzie wystawione były potężne telebimy. Dla mnie to co przeżyłem w tych dniach w kraju, potem w Rzymie było jednymi z najpiękniejszych rekolekcji, jakie kiedykolwiek usłyszałem.
„Jeśli ziarno wrzucone w ziemię nie obumrze…” – mówi nam Słowo Boże. Od nas teraz zależy, to wszystko czym żył i czego nauczał nasz Papież, będzie miało wpływ na nasze życie.

Ks. Wojciech Miszewski
proboszcz