Papież z końca świata
Kiedy 11 lutego w dzień Matki Bożej z Lourdes Ojciec Święty Benedykt XVI ogłosił światu, że 28 lutego 2013 roku kończy swoją posługę Następcy św. Piotra, wszyscy podkreślali, że jest to wiadomość jak „grom z jasnego nieba”. Jeden z fotografów uchwycił nawet swoim obiektywem moment, kiedy prawdziwy grom uderzył w piorunochron na kopule Bazyliki św. Piotra. Przez kilka wieków nie zdarzyło się, by Papież zrezygnował, zawsze zakończenie pontyfikatu związane było ze śmiercią. Papież Benedykt XVI pokazał, że można inaczej, co świadczyło o jego wielkiej odwadze. Już wtedy mogliśmy się przekonać, że żyjemy w niezwykłym momencie historii Kościoła i jesteśmy świadkami ważnych wydarzeń.
Wkrótce zaczęły się dyskusje, kto zostanie nowym Papieżem. Niezwykle gorączkowa sytuacja opanowała Rzym. Był taki moment, że zapragnąłem w gronie przyjaciół przeżyć coś z tej atmosfery. Niestety czas, jakim dysponowałem na pobyt w Rzymie to zaledwie 4 dni: od poniedziałku do czwartku /11 – 14 marca/. Nie sądziłem, że będą to niezwykłe dni w moim życiu, zbieg okoliczności? Raczej łaska, jakiej doznaliśmy od Boga. Okazało się, że dzień po przylocie, we wtorek, rozpocznie się konklawe. Udało się nam być na porannej Mszy św. w Bazylice św. Piotra. Czuło się niezwykłe napięcie, kiedy obok przechodzili wszyscy kardynałowie. Wierni obecni w świątyni mieli świadomość – wśród nich jest przyszły Papież. Msza św. odbywała się w głębokim skupieniu, potem widzieliśmy kardynałów wędrujących już pośród ludzi przed bazyliką watykańską. Popołudniowe zaprzysiężenie purpuratów uczestniczących w konklawe śledziliśmy już w telewizji. Watykan ze wszystkich stron oblężony był przez media z całego świata. Sieci radiowe i telewizyjne nadawały swoje relacje z dwóch platform oraz z dachów okolicznych budynków, również dziesiątki ekip z kamerami cały czas obecne były na Placu św. Piotra. Mimo, iż wątpliwe było, że wybór Papieża odbędzie się w pierwszym głosowaniu, we wtorkowy wieczór na placu zgromadziły się tysiące wiernych, które wpatrywały się w ledwo widoczny komin nad Kaplicą Sykstyńską. Ogromne telebimy jednak pokazywały zbliżenia z dachu kaplicy, nie było więc wątpliwości, że czarny dym, który pojawił się ok. 19.30 wskazał, że Papież nie został jeszcze wybrany. Sytuacja ta powtórzyła się, kiedy w środowe południe po dwóch kolejnych głosowaniach dym był również czarny. Ludzie jednak dalej na palcu trwali na modlitwie, a atmosfera z godziny na godzinę stawała się coraz bardziej podniosła. Kiedy w godzinach popołudniowych przybyliśmy znowu na plac, był on już prawie pełny. Nikt się chyba nie spodziewał, że tego wieczoru będziemy świadkami niezwykłych chwil. Udało się nam przecisnąć prawie pod samą Bazylikę św. Piotra. Padał deszcz, a wieczór był chłodny. Plac przypominał jeden wielki dach, było to szczególnie widoczne na obrazach, które były pokazywane na telebimach. Trudno mi dzisiaj powiedzieć, w którym momencie przestał padać deszcz. Nagle z komina na Kaplicy Sykstyńskiej zaczęły wydostawać się kłęby białego dymu. Nie było najmniejszej wątpliwości, że Papież został wybrany. Zresztą zaraz potem zaczęły bić dzwony watykańskie. Nikt nie myślał, by teraz wracać do domu. Jest tradycja, że zaraz po wyborze Papież ukazuje się na balkonie Bazyliki. Co działo się w tym momencie na placu trudno opisać, na pewno nie udało się tej atmosfery przekazać w telewizji. Tam trzeba było być. Potem jeszcze kilkudziesięciominutowe oczekiwanie i na balkonie pojawił się kard. Re, który wypowiedział starożytną formułę: Annuntio vobis, gaudium magnum, Habemus Papam”. Znowu eksplozja radości i przedstawienie nowego papieża. Chyba zaskoczenie. Kim on jest, dlaczego on. Nie był wśród tych, na których kandydatury wskazywały media. Kolejne zaskoczenie. Wreszcie imię: Franciszek. Żadne z dotychczasowych imion czcigodnych poprzedników, ani Apostołów czy Doktorów Kościoła, czy wielkich świętych teologów. Od razu skojarzenie Franciszek z Asyżu, ten, który miał odbudować Kościół. Wreszcie pojawiła się prosta biała postać, od początku niezwykle ujmująca swoją skromnością. Papież z końca świata, jak nazwał siebie Franciszek. Podobieństwo tym razem do Jana Pawła II, który mówił o sobie: Z dalekiego kraju.
Pierwsze słowa, entuzjazm i wspólna modlitwa za poprzednika. Cały plac we wszystkich językach odmawiał Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo. Wreszcie prośba Papieża: pomódlmy się za mnie w ciszy. Tego się nikt nie spodziewał, w jednym momencie setki tysięcy ludzi zamilkło. Jeszcze błogosławieństwo z odpustem zupełnym. Wielka to łaska, być na placu św. Piotra i otrzymać pierwsze błogosławieństwo nowowybranego papieża. Kiedy okno na balkonie zamknęło się za odchodzącym Papieżem na placu trwała wielka radość, ludzie świętowali, niektórzy tańczyli i śpiewali, a dziennikarze biegali z kamerami i mikrofonami, chcąc uwiecznić i przekazać tą atmosferę.
Dzisiaj, kiedy słuchamy naszych dziennikarzy mówi się o kryzysie Kościoła, tam na placu było widać żywy Kościół. Na pewno setki tysięcy ludzi przybyło z całego świata. Wszystkie ulice wokół Watykanu były wypełnione wiernymi. Byli to głównie ludzie młodzi, którzy autentycznie żyli radością tego wieczoru. Może to znak pewnej Wiosny Kościoła, nowego Bożego planu dla świata. Szkoda, że o tym nie mówią media.
W Watykanie, w czwartek od samego rana ustawiły się kolejki, aby nabyć specjalny historyczny numer L’Osservatore Romano ze zdjęciem nowego papieża. Każdy pragnął mieć właśnie taką pamiątkę. Kiedy tego dnia opuszczaliśmy Rzym dalej trwało świętowanie, ale już wkrótce zacznie się normalna papieska posługa. Czego się możemy po niej spodziewać świadczą już pierwsze zdania wypowiadane przez Papieża Franciszka: „Budować Kościół, na skale. Budować Kościół, Oblubienicę Chrystusa, na skale.(…) Jak nie budujesz na skale to co się dzieje? To samo co dzieciom na plaży. Kiedy budują z piasku, wszystko się rozwala. Jeśli nie wyznajesz Chrystusa, jeśli nie modlisz się do Niego, modlisz się do diabła. Ale i w wędrówce, przy budowaniu bywa, że trafiamy na burze, trzęsienia ziemi. Zawraca nas to nas wstecz” I dalej: „W Ewangelii Piotr, który wyznał Chrystusa słowami: Tak Ty jesteś Chrystus, powiedział jednak: Idę za Tobą, ale bez krzyża. Ale jeśli idziemy bez krzyża, jeśli budujemy bez Krzyża, nie mamy nic wspólnego z uczniami Chrystusa. Tak, możemy być kardynałami, biskupami, księżmi ale nie mamy wtedy nic wspólnego z Chrystusem”
Czekamy na kolejne słowa nowego papieża, na jego dobroć, entuzjazm i miłość do ludzi. Wierzymy, że będzie Dobrym Pasterzem i Przewodnikiem dla swoich wiernych w trudnych czasach, w których tak wiele wilków próbuje zaatakować Boże stado.
Ks. Wojciech Miszewski