Przed Kanonizacją Jana Pawła II
Przygotowując się do kanonizacji Jana Pawła II często myślę o tym, jak szczęśliwym jesteśmy pokoleniem, że mogliśmy żyć w tym samym czasie, kiedy papieżem był Polak, Jan Paweł II. Przed oczyma przesuwa się wiele obrazów z tego pontyfikatu. Pamiętam z dzieciństwa, kiedy oglądałem 16 października 1978 roku wieczorny dziennik telewizyjny i tam tylko lakoniczna informacja o tym, że polski kardynał Karol Wojtyła został kolejnym papieżem. Wiadomość, wobec której dyżurny dziennikarz nie wiedział jak się zachować. Wieczorem wszyscy już przed telewizorami oglądali pierwsze papieskie błogosławieństwo. Potem uroczysta inauguracja pontyfikatu, tej niedzieli przedpołudnie spędzili wszyscy przed telewizorami. To była pierwsza w historii polskiej telewizji transmisja Mszy św. Potem pierwsza pielgrzymka do Ojczyzny w czerwcu 1979 roku. Papież od pierwszego dnia swojego pontyfikatu zaskakiwał, a Watykan dla nas Polaków zniewolonych komunistycznym reżimem przestał być tajemniczą, nie do osiągnięcia twierdzą.
Miłość do papieża i wielkie nadzieje z nim związane runęły w gruzy 13 maja 1981 roku, kiedy świat na chwilę zamarł, gdy rozeszła się wieść o zamachu na Jana Pawła II. Trwaliśmy na modlitwie oczekując na dobre wieści z kliniki Gemeli.
Potem były kolejne pielgrzymki. W 1983 roku pojechałem na spotkanie z Janem Pawłem II w Częstochowie. Pociągi były przepełnione, nie wysyłano żadnych dodatkowych składów, nie organizowano grupowych wyjazdów. Już 3 dni przed przybyciem papieża na Jasną Górę „koczowaliśmy” w Częstochowie. Pierwszą noc spędziliśmy częściowo w kościele, a potem w jedynej napotkanej otwartej klatce schodowej. Padał deszcz i było niezwykle zimno. Druga noc minęła w ogromnym ścisku w poczekalni PKP. Tych trudności nikt nie pamiętał, gdy w tłumie setek tysięcy osób, po kostki w błocie witaliśmy na jasnogórskich błoniach Następcę św. Piotra. Do dzisiaj mam przed oczyma w oddali widok białej postaci, która jak nam się wtedy wydawało, przybyła z nieba. Płynące z ust Papieża słowa chłonęliśmy łapczywie.
Starałem się być obecny w kolejnych papieskich pielgrzymkach do Ojczyzny. Byłem wiec kolejno w 1987 roku w Gdańsku i Gdyni, w 1991 roku w Częstochowie i Koszalinie, w 1997 roku w Gnieźnie, Wrocławiu i Zakopanem, w 1999 roku w Toruniu i w 2002 roku w Krakowie, kiedy Papież ostatni raz przybył do Polski. Uczestniczyłem w poświeceniu bazyliki w Łagiewnikach i Mszy św. na krakowskich Błoniach. Na większość tych wyjazdów, w związku z prowadzonym przeze mnie wtedy biurem pielgrzymkowym organizowałem autokary i pociągi specjalne. Wiele było też wyjazdów do Włoch, zwłaszcza w Roku Jubileuszowym 2000.
Każda z tych pielgrzymek była inna, każda z nich dostarczała wielu wzruszeń i przeżyć. Najbardziej jednak zapamiętałem te spotkania, kiedy byłem blisko Jana Pawła II, kiedy był w zasięgu ręki.
Po raz pierwszy taka okazja wydarzyła się w 1990 roku, kiedy z grupą kleryków udaliśmy się do Włoch. W kieszeniach mieliśmy „ogromny majątek”, po 100 USD, które miały wystarczyć na noclegi, jedzenie i inne wydatki na całe 3 tygodnie pobytu. Wkrótce okazało się, że jesteśmy niezwykle biedni, a pieniędzy wystarczy na niewiele. To nie było jednak najważniejsze. Celem naszej wyprawy było spotkanie z Papieżem. Najpierw audiencja generalna w Bazylice św. Piotra, a następnego dnia poranna Msza św. z papieżem w Castel Gandolfo. Właśnie tam po raz pierwszy byłem niezwykle blisko papieża. Nigdy nie zapomnę sceny, kiedy podczas Mszy św. kapłani udzielali Komunii św. a Papież w dziękczynieniu usiadł na krześle za ołtarzem i zaczął się modlić. To był widok niezwykły. Trzymał się za głowę, zamknął oczy i z KIMŚ bardzo dynamicznie rozmawiał. Już wtedy zrozumiałem, że to była inna, niezwykła modlitwa, to mistyczne spotkanie z Bogiem . Po Mszy św. przez kilka minut Ojciec Święty rozmawiał z naszą grupą, interesował się wszystkim, gratulował nam wyboru życiowej drogi.
Z kolei podczas I pielgrzymki Radia Maryja, kiedy papież podchodził do wybranych wiernych nagle stanął przede mną. Dotknął mojej twarzy, coś do mnie mówił, ja odpowiadałem. Potem dostałem 2 papieskie różańce dla mnie i dla mojej mamy. O czym wtedy z papieżem rozmawiałem, nie mam pojęcia, nie zapamiętałem nawet jednego słowa. Wiedziałem tylko, że było to spotkanie z kimś niezwykłym. Tych kolejnych spotkań w Rzymie z Ojcem Świętym było jeszcze kilka.
Nigdy nie zapomnę pielgrzymki diecezjalnej, kiedy w lutym 1999 roku ks. bp Andrzej Suski zlecił mi zorganizowanie wyjazdu pielgrzymów na spotkanie z Janem Pawłem II, by przekazać mu Honorowe Obywatelstwo Miasta Torunia i zaprosić do Grodu Kopernika. Wśród oficjalnych gości, którzy jechali wtedy do Rzymu był ówczesny Prezydent Miasta Zbigniew Bociek i Przewodniczący Rady Miasta Bogdan Major. W ciągu zaledwie tygodnia udało się zorganizować 10 autokarów z kompletem prawie 500 pielgrzymów. Na tamte czasy było to poważne logistyczne przedsięwzięcie, telefonia komórkowa dopiero raczkowała, autokary były w kiepskim stanie technicznym i czas na zorganizowanie pielgrzymki bardzo krótki.
Papież przyjął toruńskich pielgrzymów w Sali Klementyńskiej. Kiedy wszedł do nas na spotkanie poczuliśmy jego bliskość. W pewnym momencie ks. bp Andrzej poprosił, abym razem z nim oprowadzał Ojca Świętego od grupy do grupy, bo jak mówił, „ty wiesz, skąd są ci wszyscy pielgrzymi”. O czymś takim nawet nie marzyłem. Prawie przez godzinę wędrowaliśmy wśród pielgrzymów, papież uprzedzony do kogo podchodzi często zaskakiwał niezwykłą znajomością realiów, w których wtedy żyliśmy, pytał, wspominał, żartował… Doskonale orientował się także w topografii naszej diecezji. Dla mnie był to jeden z najcenniejszych darów od Boga, tyle czasu u boku Papieża. Kiedy byłem tak blisko trudno było mi w to uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Te chwile wspominam do dzisiaj, byłem wtedy młodym wikariuszem, z zaledwie 8 letnim stażem kapłańskim…
Kolejnym, niezwykłym darem związanym z Janem Pawłem II była jego pielgrzymka do Torunia. Zostałem wyznaczony do prowadzenia nabożeństwa oczekiwania na przyjazd Jana Pawła II do Torunia. Mój dyżur przy mikrofonie przypadł na moment przylotu Papieża do naszego miasta. Stałem wtedy przy ambonce na papieskim ołtarzu, widziałem lądujące helikoptery i wychodzącą z jednego z nich białą postać. Do mnie należało przekazanie zebranym już na lotnisku rzeszom wiernych, że właśnie jest z nami Papież. Potem radośnie śpiewaliśmy, kiedy Ojciec Święty przejeżdżał obok sektorów i podążał ku toruńskiej starówce. Kiedy znowu przybył Jan Paweł II na Lotnisko, byłem w gronie kilku osób za ołtarzem. Papież po wyjściu z windy przywitał się z każdym z nas. Potem przez chwilę był w swoim saloniku. Kiedy wyszedł przygotowany do liturgii przez chwilę popatrzył na nas wszystkich, patrzył prosto w oczy, jakby nas dokładnie „prześwietlał”. Moment, w którym mój wzrok spotkał się z Jego oczyma. Uczucie było niezwykłe. Potem powoli ruszył w kierunku ołtarza, kiedy ukazał się wiernym na placu wybuchł entuzjazm. My widzieliśmy Go z bardzo bliska, już od jakiegoś czasu…
W czasie tej uroczystości miałem również komentarz, który miał na celu połączyć uroczystość beatyfikacji ks. Stefana Wincentego Frelichowskiego i nabożeństwo do Najświętszego Seca Pana Jezusa. Świadomość, że z tyłu siedzi Papież i słucha odczytywanych przeze mnie słów też była bardzo wzruszająca.
Przeżyć z Janem Pawłem II, tych bliższych i dalszych było jeszcze bardzo wiele. Właściwie dorastałem z Nim, wszystko co czynił i nauczał było dla mnie niezwykle ważne. Potem większość mojego kapłańskiego życia upływała w cieniu tego pontyfikatu. Spotkań bliższych i dalszych było wiele. Były jednak jeszcze dwa, wyjątkowe… Wyjazd do Rzymu na papieski pogrzeb, tłumy ludzi, ale nie smutnych, raczej przeżywających donośność chwili. Ogromna kolejka, w której ludzie przez wiele godzin stali, by pożegnać Jana Pawła II, by jeszcze raz spojrzeć w Jego już martwą twarz. Znowu mogłem być blisko i przez długie minuty, w modlitwie wpatrywałem się w ciało Jana Pawła II. Pogrzeb, w którym uczestniczyłem już gdzieś w środku Via Concilatione, daleko od ołtarza i trumny oraz oficjalnych gości, ale za to w tłumie gorących serc. Nikt nie miał wątpliwości. Poznaliśmy i żegnaliśmy Wielkiego Świętego. Potem Jego beatyfikacja, przeżycia również niezwykłe, doniosłe, ale już inne.
W piątek 25 kwietnia z grupą przedstawicieli naszej parafii i Diecezji specjalnym samolotem wyruszamy na kanonizację. Nie mogę tam nie być… To będzie dopełnienie tych wszystkich moich spotkań ze Świętym Janem Pawłem II.
Ks. Wojciech Miszewski