List z misji w Peru

Pisząc te słowa, bardzo serdecznie pozdrawiam z Peruwiańskiej ziemi. Po miesiącu czasu w nowych okolicznościach, po tygodniu spędzonym w stolicy w Limie a później tygodniu wśród Polaków w Quillazu jestem na parafii w typowej Selwie (czyt. Dżungla). Od trzech tygodni zastępuje proboszcza, który wraz z biskupem wizytuje parafie w Wikariacie. Parafia w Mazamari jako dawna Misja Franciszkańska jest dość duża, oprócz kaplic, w których jest sprawowana liturgia, jest także szkoła w Aldea prowadzona przez siostry Franciszkanki, w której dwa razy w tygodniu sprawuję mszę św. dla dzieci nativos, czyli z rodzin indiańskich.

Teren, na którym pracuję jest w strefie największego zagrożenia narkotykowego i terrorystycznego, dlatego w moim miasteczku znajdują się ogromne bazy szkoleniowe dla Policji. Raz w tygodniu sprawuję mszę św. dla jednostki Specjalnej Policji do Zwalczania Grup Narkotykowych „Los Sinchis” i raz w tygodniu liturgię słowa w Szkole Policyjnej.

Przez trzy tygodnie pracy w parafii miałem już możliwość sprawowania I Komunii św. dla dzieci oraz ogromnej kilkugodzinnej procesji „El Seńor de Los Milagros”. Cudowny Obraz Jezusa od Cudów był niesiony przez 12 mężczyzn, ulice Mazamari wyłożone dywanami z kwiatów, kolorowych liści i trocin, a do tego masa ołtarzy, przy których zatrzymywaliśmy się i modliliśmy w intencji poszczególnych grup przygotowujących ołtarze. W tym miejscu muszę powiedzieć, że przychylna kościołowi jest Policja, która na każdym miejscu daje swoje świadectwo przynależności do Kościoła. Uczestnictwo w mszach świętych, noszenie obrazu podczas procesji to również obowiązek, ale i zaszczyt przypisany dla Policji.

Parafianie są bardzo życzliwi i otwarci, ale cały czas bardzo mocno związani ze swoimi tradycjami. Dla przykładu liturgia Święta Zmarłych sprawowana na cmentarzu 2 listopada nie zebrała takich tłumów jak w Polsce, można powiedzieć, że msza sprawowana wraz z garstką ludzi była dla nich rodzajem wstępu do dalszych obchodów związanych z tradycjami narodowymi. Msza św. nie była dla nich tak ważna jak po mszy św. pokropienie, błogosławieństwo każdego grobu na cmentarzu. Więc błogosławieństwo i procesja przez cmentarz dłużej trwała niż sama Eucharystia. Peruwiańczycy przykładają bardzo dużą wagę do błogosławieństw, osób, przedmiotów, kwiatów a w tym przypadku grobów. Kapłan 2 listopada musi dokładnie „omodlić” i pokropić każdy grób. Peruwiańczycy są zawsze bardzo głośni, niezorganizowani i spontaniczni, to też przejawiało się na cmentarzu. W czasie mszy i procesji przez cmentarz zaczęto rozkładać na grobach jedzenie, napoje i alkohol. Był to można powiedzieć wstęp do tego, co działo się w nocy 2/3 listopada, kiedy jednym słowem mówiąc na cmentarzu jest zorganizowana fiesta przez rodziny zmarłych. Przed cmentarzem brak tradycyjnych stoisk z kwiatami i zniczami, ale nie brakuje artykułów spożywczych, alkoholowych czy barów z jedzeniem.

Tym, co najwięcej nastręcza problemów jest w dalszym ciągu znajomość języka, największe problemy pojawiają się wtedy, kiedy parafianie mieszają hiszpański ze swoimi miejscowymi narzeczami. Ale powoli staram się i to przezwyciężać.

W ostatnich dniach zdałem Egzamin Państwowy na Prawo jazdy z kategorią na motocykl. W Polsce takiej kategorii nie miałem nigdy. Jeździłem do tej pory tylko samochodem, ale poruszanie się tutaj po bezdrożach jest łatwiejsze motocyklem i oczywiście tańsze. Teraz czekam mnie jeszcze znalezienie środków na zakup motocykla terenowo-szosowego, do tej pory jeździłem tzw.„moto”, czyli taksówki 2-osobowe, połączenie motocykla z rykszą. Na krótkie odcinki to się sprawdza, ale żeby jechać gdzieś dalej muszę szukać autobusu, które nie są tu bezpiecznym środkiem transportu ze względu na dużą ilość wypadków.  Pozostało mi teraz jeszcze wymiana Polskiego i Międzynarodowego Prawo jazdy samochodowego na peruwiańskie. Moje prawo jazdy międzynarodowe, które jest ważne w Europie przez 10 lat, ale tu obowiązuje tylko przez 3 miesiące od momentu przekroczenia granicy.

Z dnia na dzień przyzwyczajam się do miejscowych tradycji i klimatu…to jest też trudne, że w listopadzie mam upały ponad 45 stopni. Do tego codziennie bardzo silna burza tropikalna. Dla ludzi jest ciężki klimat do wytrzymania, nawet dla miejscowych, ale roślinność bardzo dobrze to znosi. W moim ogrodzie mango, pomarańcze, banany, papaja czy avocado są bardzo z tego zadowolone, ja zresztą też, kiedy te owoce dojrzewają i są gotowe do spożycia… Myślę, że piękno przyrody jest rekompensatą za trud misjonarski.

Kończąc te słowa z Peruwiańskiej ziemi, bardzo serdecznie pozdrawiam wszystkich i dziękuję za pamięć w modlitwie a także za wszelką pomoc finansową, która wciąż do mnie dociera każdego dnia za pośrednictwem przekazów na konto bankowe. Sytuacja finansowa misjonarzy nie jest łatwa, bo wszyscy ze środków z Europy musimy utrzymać samych siebie, ale także budynki parafialne. Wkrótce, kiedy będę miał łączność ze światem przez Internet ponownie się odezwę.

Szczęść Boże. Saludo de Jesucristo.

Ks. Krystian Bółkowski